Recenzja filmu

Piano Bar (2002)
Claude Lelouch
Jeremy Irons
Thierry Lhermitte

Życie jest snem, a miłość jego śnieniem

<a href="aa=11538,lkportret.xml" class="text">Claude Lelouch</a> mówi o sobie, że nigdy nie przestał być reporterem, który tworzy fikcję. Swoje historie określa jako proste i być może naiwne, ale
Claude Lelouch mówi o sobie, że nigdy nie przestał być reporterem, który tworzy fikcję. Swoje historie określa jako proste i być może naiwne, ale podkreśla, że najważniejsze, iż są jego własne. Należałoby jedno dodać: są to też niezwykle piękne historie. W najnowszym filmie "Piano Bar" Lelouch z delikatną precyzją przedstawia widzowi niezwykły utwór, w którym pobrzmiewają nuty smutku i radości; z maestrią łączy cechy thrillera, dramatu i romansu. Jane jest piosenkarką o niezwykłym głosie. Jej życie staje się puste, gdy zrywa z nią ukochany mężczyzna. Jane postanawia się uwolnić od przeszłości i zacząć nowe życie. Wyjeżdża do Maroka, gdzie śpiewa dla bogatych gości eleganckiego hotelu. Valentin jest złodziejem i mistrzem kamuflażu. Jego namiętnością są biżuteria Bulgari i jachty. Po serii napadów ucieka i osiada wraz ze swoją partnerką, Françoise w pięknym domu. Jednak spokojne życie i codziennie ta sama kobieta nudzą go. Nie dają też spokoju wyrzuty sumienia - Valentin śni o tym, że zwraca wszystkie ukradzione klejnoty właścicielom. Postanawia uwolnić się od przeszłości i zacząć nowe życie. Wyrusza w rejs dookoła świata, ale sztorm spycha jego jacht w kierunku Maroka. Losy bohaterów - tak podobne do siebie - łączą się. Oboje uciekają od tego, co było, oboje są ciężko chorzy. I oboje szukają ukojenia w samotności. "Piano Bar" to film, którego nie da się opisać w kilku zdaniach, gdyż jest na to zbyt złożony. Opowieść zaczyna się w momencie, gdy Jane odwiedza znachorkę. Potem historia przenosi się w przeszłość i równolegle opowiadane są przeżycia bohaterów. Gdy zatacza koło - docierając do momentu otwarcia - tempo akcji spada. Zdarzenia dzieją się wolniej, czas, którego Jane i Valentinowi zaczyna brakować, rozciąga się. Fabuła zaskakuje precyzją konstrukcji, nie ma przypadkowych postaci ani zdarzeń. Każda postać, która pojawia się w życiu bohaterów, jest wprowadzana kilka scen wcześniej. Także forma filmu jest perfekcyjna. Gdy bohaterowie tracą na chwilę świadomość, z ich twarzy - dosłownie - ucieka kolor. Stają się szarzy, jakby nie należeli do tego świata. Przez swoją chorobę zaczynają inaczej postrzegać rzeczywistość, co ma dyskretne odbicie w formie filmu. Największą jednak zaletą "Piano baru" jest nie strona wizualna, ale dźwiękowa. Przepiękny głos Patricii Kaas towarzyszy przez większą część filmu. Muzyka w tle pięknie harmonizuje z krajobrazem Maroka i uczuciami bohaterów, którzy ze swojego blednącego świata chcą wyssać i posmakować jak najwięcej koloru. Aktorzy - Jeremy Irons i debiutująca na ekranie słynna francuska piosenkarka Patricia Kaas - grają oszczędnie. Za pomocą delikatnych i dyskretnych środków wyrazu budują przekonujące postaci złodzieja i piosenkarki, którzy wpadają na siebie, uciekając przed przeszłością. Starają się razem śnić być może ostatnie dni swojego życia. "Piano Bar" to film nie dla każdego. Wzruszający, prosty, chwilami nużący, nie spodoba się miłośnikom dynamicznego kina rodem z Hollywood. Polecam go osobom, które mogą i chcą poświęcić 2 godziny na podróż do Maroka i w głąb ludzkiej duszy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?